Autorzy niniejszego skryptu, pracując od dwóch dekad w szkolnictwie wyższym nadającym tytuł inżyniera, napotkali na swojej drodze dziesiątki, jak nie setki prac dyplomowych, za którymi kryły się ciekawe historie. Każda praca to historia innego studenta – autora pracy inżynierskiej takiego, jak Ty Czytelniku.
gdy osoba atakowana nie działała w ramach obrony koniecznej. W przypadku przekroczenia granic obrony koniecznej, sytuacja osoby broniącej się jest lepsza. Działa bowiem w ramach obrony koniecznej, ale z różnych względów doszło do przekroczenia jej granic. W takim przypadku osoba broniąca może wprawdzie sama popełnić przestępstwo.
Tłumaczenie słowa 'praca inżynierska' i wiele innych tłumaczeń na angielski - darmowy słownik polsko-angielski.
czy październiku, kiedy można spokojnie myśleć o pisaniu pracy inżynierskiej. Wiadomo, że na kierunkach technicznych studenci zmagają się często z trudnymi egzaminami i może się okazać, iż rzeczywiście nie będzie czasu na myślenie o pracy – wtedy rozwiązaniem może być skorzystanie z
Chciałabym napisać pracę w firmie usługowej, która ma problem z brakiem klientów. Mam wiele pomysłów związanych z marketingiem, ale to nie wystarczy na miano pracy inżynierskiej. Dostałam podpowiedź żeby spojrzeć na ten problem ze strony zarządzania jakością, jednak zupełnie nie mam pomysłu jak mogłoby to wyglądać.
Dịch Vụ Hỗ Trợ Vay Tiền Nhanh 1s. Pisanie pracy inżynierskiej było dla mnie pierwszym tak ważnym i złożonym projektem w życiu. Jako, że lata lecą, a pamięć jest ulotna, to chciałbym zapisać tutaj wszystkie związane z moją pracą wspomnienia. Zapraszam Cię na historię wzlotów i upadków, łez szczęścia i smutku, niespodziewanych eksplozji i buntu maszyn, ale przede wszystkim historię ostatecznego zwycięstwa, do której sam co jakiś czas chętnie wracam. Oto Moja Praca Inżynierska. Elastyczne… co? Każda praca ma jakiś tytuł. Kopernik miał swoje ,,O obrotach sfer niebieskich”, Darwin ,,O powstawaniu gatunków„, a ja miałem o… układanicy magazynowej i to nie byle jakiej, bo o układnicy elastycznej! Pełny tytuł mojej pracy inżynierskiej brzmiał: Układ sterowania elastyczną układnicą magazynową Promotor, do którego udałem się w listopadzie 2014r. z nadzieją otrzymania tematu, miał zasadniczo dwie propozycje: układnica magazynowa, albo robot rysujący na kartce zadany kształt. Każdy normalny człowiek bez wahania wybrałby robota! Ja jednak postąpiłem inaczej. Może dlatego, że układnica wydawała mi się prostsza? A może była ona bardziej związana z interesującą mnie automatyzacją i przemysłem? A czymże jest wspomniana układnica? Jak sugeruje nazwa jest to urządzenie układające, konkretnie towary na półkach magazynowych. Oczywiście urządzeń takich nie kupuje się do magazynów sklepowych, czy małych hurtowni, a do naprawdę dużych centrów logistycznych i przerzutowych. Wielkie hale i wysokie półki to idealne środowisko dla takiej maszyny. Jak wygląda układnica? Najprościej rzecz ujmując jest to wózek jeżdżący w te i we w te po szynie, między regałami magazynowymi. Regały są oczywiście wysokie i mają wiele półek, stąd do wózka zamocowany jest maszt, a do masztu kolejny, mały wózek z mechanizmem pozwalającym chwytać paczki (zwany narzędziem). Układnica ma za zadanie dojechać do wybranej półki, podnieść paletę, karton czy co tam się na niej znajduję i dostarczyć pakunek do punktu zrzutu. Brzmi prosto, prawda? Moje zadanie było jednak nieco bardziej skomplikowane, a wszystko przez ukryte w temacie słowo ,,elastyczna”. Nie raz słyszałem, jak na narzędzia i maszyny wykonane z cienkiej blachy i kiepskiej jakości materiałów mówi się, że wykonane są z ,,papieru” lub ,,marchwi”. Tego typu urządzeń strach jest dotknąć i jasnym jest, każdy wolałby trzymać w dłoniach tylko solidne narzędzia i pracować na maszynach, które strach kopnąć, żeby nie złamać sobie nogi. Problem polega na tym, że im coś jest solidniejsze, tym automatycznie staje się cięższe. W wielu przypadkach nie jest to wadą, ale dla układnicy ważna jest szybkość z jaką jest ona w stanie przywieźć nam paczkę. Solidne i ciężkie urządzenie wolniej przyspiesza, musi też wcześniej zacząć hamować. Każda sekunda opóźnienia to dla maszyny pracującej 24/7 całe godziny w skali miesiąca. Czy jednak ultra lekka układnica to rozwiązanie wszystkich problemów? Nie do końca, bo najcięższym elementem układnicy jest niestety jej wysoki maszt. Jeśli spróbujemy go ,,uszczuplić”, to układnica zyska sporo dynamiki, ale nie wiadomo, czy nasz maszt to wytrzyma. Maszyna będzie w stanie przyspieszać i hamować w mgnieniu oka, jednak towarzyszące tym ruchom potężne szarpnięcia mogą doprowadzić do wykrzywienia masztu, a jeśli będzie on zbyt słaby, nawet do jego złamania. Nie mówiąc już o tym, ze maszyna będzie musiała poczekać z podniesieniem paczki, aż rozbujany maszt nieco się uspokoi i ustabilizuje – to kolejna strata czasu, która dla tego typu urządzeń jest niedopuszczalna. Zaprojektowanie i budowa układnicy wymaga więc odpowiedniego kompromisu – nie może ona być zbyt ciężka, ale nie może też być zbyt słaba. Mój promotor zdawał się nie zauważać tego problemu. Wbrew wszelkim prawom fizyki wymyślił sobie, że ja, biedny student trzeciego roku Automatyki i Robotyki zbuduję lekką i zwinną układnicę, która będzie ,,zasuwała” w tę i z powrotem niczym gepard goniący antylopę, a jej cieniutki, odchudzony maszt nawet tego nie odczuje. Ideą było zatem stworzenie takiego sposobu sterowania układnicą, by automatycznie wykrywała ona drgania oraz odkształcenia masztu i poruszała się tak, by je zniwelować. Wtedy jeszcze nie miałem tak wykształconego zmysłu samoobrony, by powiedzieć ,,Ale proszę pana, tego się nie da zrobić”, więc zamiast tego ochoczo zabrałem się do pracy. Podstawą jest… podstawa Po tym przydługim wstępie przejdźmy do konkretów. Zacytuję tutaj (gwoli ścisłości) pełny, szczegółowy cel mojej pracy, jaki otrzymałem od promotora. Brzmiał on w oryginale następująco: Celem pracy jest zaprojektowanie oraz zbudowanie modelu układnicy magazynowej z elastycznym masztem, poruszającego się w osi pionowej oraz poziomej. Program sterujący urządzeniem powinien realizować pozycjonowanie narzędzia w oparciu o równoległą strukturę regulacji z regulatorami typu P oraz PID, generowanie zadanej trajektorii położenia wózka w osi poziomej oraz komunikację z komputerem nadrzędnym w celu zadawania i odczytu żądanych parametrów (pozycji, prędkości, odkształcenia masztu). Jeżeli studiujesz kierunek inżynierski, to może powyższy opis coś ci mówi. Jeśli nie, to nie masz się czym przejmować – nie jest on w całej tej historii istotny. Zacznijmy może od tego, że kiedy zabrałem się za pracę, a było to wiosną 2015 roku, to 3 rok studiów zmierzał już ku końcowi. Na wakacje wracałem do domu i nie za bardzo chciałem w tym okresie cokolwiek rozgrzebywać. Stąd przyjąłem metodę małych kroczków, bo skoro wszystkiego na raz i tak nie opanuję, to może do wakacji uda mi się chociaż jedną rzecz zrobić dobrze. Z tym nastawieniem zacząłem od podstawy, czyli szyny, po której miała jeździć moja układnica. Pomysł na ten element był w gruncie rzeczy prosty i wyglądał mniej więcej tak: Silnik napędza koło zębate, koło napędza pas, a do pasa przyczepiony jest wózek, do którego w przyszłości miałem przymocować też maszt. Teraz, kiedy już z tego typu układami napędowymi mam do czynienia w pracy zawodowej, wiem jak trudno jest coś takiego zbudować i jak kosztowne może to być. Dlatego nie dziwię się promotorowi, że postanowił on kupić gotową szynę, szczególnie, że miałem z niej korzystać nie tylko ja, ale też kolega budujący tzw. odwrócone wahadło. Jak działa wahadło odwrócone zobaczyć możesz na powyższym filmie. Jest to zasadniczo balansujący kijek, który na pewno nie działałby na topornej, zbudowanej przez studentów szynie. Dlatego pomysł promotora z zakupieniem profesjonalnego sprzętu był naprawdę dobry, z tym że… szyna nie miała w zestawie silnika. Dla mojego promotora nie był to żaden problem, bowiem dosłownie na dniach jeden ze studentów obronił pracę, która polegała na stworzeniu systemu sterowania silnikiem idealnie wręcz skrojonym pod nasze potrzeby. Studencka twórczość Owy student nie budował oczywiście silnika od podstaw – ten zakupiony został od firmy Unimotor (zdjęcie poniżej). Silnik taki to jednak diabelnie skomplikowana w obsłudze maszyna, stąd zaskoczony byłem jak dobrze działał stworzony przez tego studenta system sterowania. Z napędem ,,rozmawiało się” za pomocą programu Matlab – potężnie rozbudowanego kombajnu, który normalnie wykorzystuje się do symulowania różnych zjawisk fizycznych, chemicznych i biologicznych, ale bez trudu można w nim też napisać takie ,,proste” aplikacje. Samo sterowanie było zasadniczo banalne i dzięki przygotowanej przez wspomnianego studenta liście komend mogłem np. kazać silnikowi kręcić się z określoną prędkością lub wykonać konkretną liczbę obrotów. Silnik PMSM firmy Unimotor – waga 6,3 kg, prędkość maksymalna 4200 obr/min, moment obrotowy 3,9 Nm, moc 1,23 kW Nie zapominajmy jednak, że to jak świetnie napisany jest dany program nie ma tak naprawdę znaczenia. Pierwsze prawo wszechświata stanowi bowiem, że KAŻDA aplikacja zawiera jakieś błędy i ta nie była wyjątkiem. Szczególnie zapamiętałem jeden z nich, mianowicie okazjonalne nie reagowanie na wpisywane komendy. Czy to duży problem? To zależy. Pierwszą komendą, którą trzeba było wysłać do sterownika zawsze, był rozkaz włączenia zasilania. Jeśli sterownik tego nie dosłyszał, to zwyczajnie nic się nie działo. Gorzej było, kiedy sterownik posłusznie włączał zasilanie, ale z jakiegoś powodu nie potrafił przetrawić rozkazu wykonania silnikiem kilku obrotów. Napęd zaczynał wtedy delikatnie brzęczeć i przysiągłbym, że nawet lekko wibrować. Dlaczego? Bo sterownik zamiast zauważyć, że coś jest nie tak i rozłączyć zasilanie, próbował silnikiem za wszelką cenę zakręcić. Z jakiegoś powodu uznał on też, że najlepszym sposobem na to jest podawanie na obwody silnika coraz większego prądu. Mój błąd polegał na tym, że kompletnie nie byłem na taką sytuację przygotowany. Zdarzyło się to chyba drugiego dnia testów. Zadowolony, że nauczyłem się obsługiwać silnik, wysyłałem do sterownika kolejne rozkazy. Kręć w lewo, potem w prawo, przyspiesz, zwolnij, zatrzymaj się. Gdy za którymś razem uruchamiałem go ponownie, zdarzył się opisany wyżej problem. Siedząc przed monitorem usłyszałem brzęczenie. Kiedy zaciekawiony hałasem odwróciłem się w lewo, w stronę silnika, po swojej prawej stronie usłyszałem głośny huk. Podskoczyłem na równe nogi i natychmiast zwróciłem wzrok w kierunku modułu zasilania i całej sterującej elektroniki – huk musiał dobiegać właśnie stamtąd. Po chwili za moimi plecami pojawił się zaalarmowany hałasem promotor, który skierował swe kroki w stronę unoszącego się nad elektroniką czarnego dymu. Otworzył obudowę, po czym na jego ręce wysypał się ciemny proszek – pozostałość po rezystorze mocy (takim ,,dużym oporniku” wielkości palca wskazującego). Na szczęście rezystor nie był jakimś nietypowym, kosztownym elementem i szybko znaleźliśmy zamiennik, stąd więcej było szoku i strachu, niż rzeczywistej tragedii. Mimo to warto z każdej sytuacji wyciągać należyte wnioski, dlatego od tamtej pory kiedy uruchamiałem napęd, rękę trzymałem zawsze blisko głównego wyłącznika zasilania. Oczywiście w trakcie wspólnie spędzonego roku prac nad inżynierką dłoń stopniowo odsuwała się, aż wreszcie zaufałem temu napędowi (i swojej wiedzy) na tyle, że mogłem tych praktyk całkowicie zaprzestać. Układ jezdny Po wakacjach przyszedł czas na ostatni semestr studiów i mechaniczne złożenie mojej inżynierki. Kiedy już wraz z kolegą budującym wahadło przypomnieliśmy sobie przedwakacyjne sterowanie silnikiem, to przyszedł czas na zamocowanie go do zakupionej przez promotora szyny. Nasz model jednostki liniowej (fachowa nazwa szyny) wyglądał tak: Jednostka liniowa KLE-8. Jak widać cały mechanizm zębaty ukryty jest w eleganckiej, aluminiowej obudowie, z której na górze wystaje jedynie ruchomy wózek. Jednostka ta, robiona na zamówienie, może mieć dowolną długość – nasza miała 2,6 metra. Miejsce, do którego podłącza się silnik znajduje się za widocznym po lewej stronie okrągłym, szarym korkiem. Oczywiście nie można zrobić tego tak bezpośrednio. Trzeba zamocować sprzęgło, dwie przejściówki i wszystko ze sobą idealnie spasować. Montaż silnika do jednostki liniowej – widok rozstrzelony W tym momencie podstawa układnicy była niemal gotowa i pozostało jedynie wyposażyć ją w odpowiednie czujniki. Silnik miał sporą moc, dlatego potrzebne było coś, co bezwzględnie go wyhamuje, kiedy wózek dojedzie do któregoś skrajnego położenia. Dalsze napieranie silnika w momencie gdy wózek nie ma już gdzie pojechać mogłoby skończyć się nieciekawie, dlatego jednostkę liniową wyposażyliśmy w tak zwane czujniki krańcowe. Były to zwykłe czujniki magnetyczne wykrywające wszelkie metalowe obiekty. Kiedy wózek na taki czujnik najechał, silnik otrzymywał nadrzędną komendę STOP. Oczywiście wciąż istniało niezerowe ryzyko, że silnik z jakiegoś powodu może nie wyhamować, dlatego czujniki odpowiednio odsunąłem od obu końców, a za nimi założyłem jeszcze solidne kątowniki z gumowymi odbojnikami. Wszystkie te zabiegi skróciły możliwy zakres ruchu mojej układnicy do około 1,5 metra, ale ważniejsze było dla mnie to, by maszt z rozpędu nie przeleciał na drugi koniec sali i nie doszło do jego bliskiego spotkania ze stojącą tam frezarką CNC. Jeden z dwóch zamontowanych na szynie odbojników Drugim istotnym czujnikiem był liniał optyczny. Do czego służył? Wspominałem, że potrafię kręcić silnikiem z określoną prędkością lub zadać mu wykonanie określonej liczby obrotów. Rozkazanie układnicy, by podążyła do konkretnej pozycji to jednak zupełnie inna bajka. Po pierwsze, system musi wiedzieć gdzie w ogóle wózek się znajduję, żeby określić, czy punkt do którego chcę go wysłać jest z przody, czy może za nim. Następnie musi on obliczyć brakującą do celu odległość, a po ruszeniu kontrolować zmniejszający się dystans i w odpowiedni sposób wyhamować. Sporo tego, ale na szczęście wszystkie punkty załatwia nam wspomniany wcześniej liniał optyczny. Schemat działania liniału optycznego Zasada działania takiego liniału jest banalnie prosta. Posiada on ruchomą głowicę wyposażoną w diodę i czujnik świetlny. Głowica jeździ po taśmie wyposażonej w przezroczyste i nieprzezroczyste pola, które czujnik optyczny potrafi rozróżnić. Pola te są upakowane tak gęsto, że jestem w stanie wykryć przesunięcie głowicy nawet o 1 mikrometr. Wystarczyło zatem zamocować liniał do szyny, a jego głowicę do ruchomego wózka. Niestety sam liniał był dość krótki – zaledwie 1240 mm, co znowu zmniejszyło moje pole manewru i musiałem się z tym faktem pogodzić. Liniał L18 firmy Precizika Metrology; źródło: Budowa masztu To co robiłem do tej pory przypominało raczej składanie gotowych klocków, aniżeli prawdziwe projektowanie. Poziom trudności wzrósł jednak znacząco, kiedy zająłem się budową masztu. Musiałem wymyślić z czego zrobię jego konstrukcję, jak przymocuję go do szyny, skąd wezmę wózek jeżdżący w górę i w dół po maszcie, i czym będę go napędzał. Aha, i jeszcze najważniejsza rzecz: jak u licha mam w ogóle ,,zmierzyć” bujanie się masztu? Promotor nie miał już więcej gotowych podzespołów do wykorzystania i wszystko musiałem zrobić od podstaw, dlatego wtedy dopiero zaczęło się prawdziwe kombinowanie. Stwierdziłem, że jak już wymyślę z czego zrobię maszt, to resztę bez trudu wokół niego obuduję. Na szczęście przypomniałem sobie, że szukając kiedyś w internecie sklepu z elektroniką trafiłem na taki, który specjalizował się w częściach do budowy różnego rodzaju maszyn (od robotów po obrabiarki CNC). Widziałem tam fajne szyny z hartowanej stali, do których można było dokompletować wózek, pas zębaty i koła zębate. Typowy wózek na szynie z hartowanej stali Zdecydowałem, że maszt musi być odpowiednio wysoki, stąd zamówiłem dwie szyny o długości 1,5 m każda. Dlaczego dwie? Baliśmy się z promotorem dwóch rzeczy. Po pierwsze maszt zbudowany z jednej, długiej ,,tyczki” zamiast bujać się do przodu i do tyłu mógł nagle zacząć się skręcać, z czym układ sterowania nie dałby sobie rady. Po drugie do masztu trzeba było przymocować bardzo delikatne czujniki (o których później). Przy zbyt mocnym wygięciu masztu mogły one zwyczajnie pęknąć, a wtedy nici z jakiejkolwiek pracy inżynierskiej. Dlatego zdecydowaliśmy się na solidną podstawę, dwa mocne kątowniki i dwie prowadnice ustawione jedna za drugą, co miało zapobiec opisanym wyżej problemom. Widoczne poniżej zdjęcia pochodzą z grudnia 2015 roku. Na samym dole widać aluminiową podstawę – była ona niezbędna przez to, że całe mocowanie masztu zajmuje sporo miejsca i nie było szans, by zmieściło się ono na oryginalny wózku jednostki liniowej. Wymiary podstawy to 300 mm na 500 mm, a grubość blachy to aż 8 mm i z tym związana jest pewna ciekawa historia. Kiedy zamawiałem podstawę wiedziałem, że aluminium jest metalem drogim. Biedny student pomyślał więc, że znacznie taniej będzie kupić blachę stalową i tak też zrobił. Swój błąd zrozumiałem w momencie, w którym chwyciłem zamówiony kawał żelastwa. Okazało się, że blacha ta waży jakieś 10 kg, co po dodaniu kilku kilogramów samego masztu całkowicie zaprzeczyłoby idei zwinnej i lekkiej układnicy. Stąd też promotor siłą swojego autorytetu zmienił moje myślenie i już tydzień później maszt stał na podstawie aluminiowej. Przy tych samych wymiarach była ona 4 razy lżejsza od stalowej, co uratowało sytuację. Stara blacha nie poszła jednak na złom i ciągle leży w garażu mojego rodzinnego domu, służąc za uniwersalny blat do majsterkowania. Napęd pionowy Po złożeniu masztu przyszedł czas na wymyślenie koncepcji napędu małego wózka. W internecie można kupić całą masę różnego rodzaju silniczków, z tym że ja potrzebowałem czegoś mocnego i zarazem niezbyt wielkiego. Najlepszym stosunkiem mocy do rozmiarów cechują się silniki prądu stałego i udało mi się takowy znaleźć za (o zgrozo) 995 zł. Kiedy promotor po usłyszeniu ceny już jako tako ochłonął, musiał przystać na moją propozycję. Nie dało się bowiem znaleźć niczego tańszego o podobnej mocy, a tutaj w zestawie był już od razu sterownik. Silnik dotarł na uczelnię zaraz po przerwie świątecznej – w styczniu 2016r. Wtedy wykłady i laboratoria się już prawie skończyły, a w lutym czekały mnie jeszcze ostatnie egzaminy w mojej studenckiej karierze. Był to idealny czas, żeby wziąć się ostro do pracy i złożyć wreszcie całą układnicę. Zacząłem od przykręcenia masztu do szyny, zaprojektowałem też mocowanie silnika składające się z trzech aluminiowych blach (których wykonanie zleciliśmy warsztatowi na uczelni) i całość złożyłem. Efekt widać na powyższym zdjęciu. Wymyśliłem sobie, że wózek jeżdżący po maszcie napędzę za pomocą pasa zębatego. Jedno koło zębate trzeba było nałożyć na silnik, a drugie w jakiś cudowny sposób przymocować na szczycie masztu. W tym celu zaprojektowałem prosty ceownik przykręcany do obu szyn, na którym założyłem dwa łożyska, między nimi pręcik, a na pręciku koło zębate: Żeby zrobić to zdjęcie konieczne było odkręcenie masztu od szyny widocznej w tle i postawienie go na podłodze Pozostało już tylko naciągnąć pas, założyć wózek i sprawdzić jak to wszystko działa. Nagrałem nawet krótki film, na którym widać sporo elektroniki potrzebnej do odpalenia tego ustrojstwa, a także fakt, że potwornie trzęsły mi się wtedy ręce. Ale wózek jeździł! Pomiar wibracji masztu Układnica była już niemal gotowa – potrafiła jeździć do przodu i do tyłu, a także w górę i w dół. Teraz czekało mnie największe wyzwanie – pomiar odchylenia masztu. Jeśli chodzi o odkształcenia to najpopularniejszym sposobem ich pomiaru są czujniki tensometryczne. Normalnie nie są to jakieś drogie i skomplikowane rzeczy – znajdziesz je chociażby w każdej wadze elektronicznej jaką masz w domu. My jednak musieliśmy zastosować małą, delikatną i znacznie droższą wersję tych czujników – tensometry foliowe: Tensometr foliowy przyklejony do masztu Tensometr foliowy to nic innego jak metalowa ścieżka nadrukowana na foliowym podłożu. Pod wpływem odkształcenia rezystancja ścieżki zmienia się, co jesteśmy w stanie zmierzyć i odpowiednio przeliczyć na odkształcenie. Widoczny na zdjęciu ,,gigant” to tensometr o wymiarach 24 mm wysokości na zaledwie 5 mm szerokości. Niestety nie znalazłem teraz dokładnej instrukcji naklejania czegoś takiego na szynę, ale pamiętam, że było z tym sporo zabawy. Podłoże musiało być nieskazitelnie czyste, klej równiutko rozprowadzony i podgrzany, naklejony tensometr nie mógł być dotykany przez 24 godziny, a na koniec i tak nie było pewności, czy przez trzęsące ręce po prostu go nie uszkodziliśmy. Czujniki takie były dwa (przyklejone w 1/3 i 2/3 wysokości masztu) ale ich prawidłowe zamocowanie to dopiero połowa sukcesu. Następny etap to stworzenie odpowiednio czułego układu pomiarowego, bowiem tensometr przy odkształceniu zmienia swoją rezystancję ze 120 Ω do na przykład… 120,4 Ω. Do tego dochodzi walka z zakłóceniami od silników i całej reszty elektroniki, dlatego aby zmierzyć tak niewielką zmianę rezystancji stosuje się różne sztuczki w postaci stabilizatorów napięcia, mostków Wheatstone’a, wzmacniaczy operacyjnych, ekranowania i tym podobnych. Zamiast wchodzić w niepotrzebne i nudne szczegóły pokażę może gotową płytkę, jaką udało mi się ,,ulepić”: Układ pomiaru odkształcenia tensometrów Podoba mi się tutaj biała podstawka, bo sam wykonałem ją na frezarce CNC. Zieloną płytkę też wykonałem sam, ale tutaj raczej nie ma się czym chwalić. Powiedzmy, że nie było czasu na zamówienie gotowej płytki PCB i trzeba było skleić coś na szybko. W każdym razie to małe ustrojstwo wystarcza, bym mógł zmierzyć zmianę rezystancji tensometrów, bez owijania wszystkich kabli folią aluminiową (choć i tego sposobu próbowałem). Układnica w pełnej krasie W ten oto sposób nadszedł kwiecień 2016r. i część mechaniczna mojej pracy była gotowa. Cały złożony układ podziwiać możecie w poniższej galerii. Oczywiście okablowanie sprzętu to jeden wielki bałagan, ale do dalszych testów najważniejsze było, aby wszystko po prostu działało. Przewody i tak trzeba było co chwilę przepinać, a elektronika wymagała przeróbek, stąd nie chciałem tego wszystkiego niepotrzebnie chować i utrudniać sobie dalszych prac. Kliknij na wybrane zdjęcie, aby je powiększyć W przypadku mojej pracy budowa działającego urządzenia była dopiero połową sukcesu. Pamiętajmy, że prawdziwym celem tego projektu było stworzenie układu sterowania zdolnego zapobiegać bujaniu się masztu. Nie będę tutaj jednak szczegółowo opisywał nudnej części programistycznej. Dla zainteresowanych wspomnę, że oprogramowanie tworzyłem na sterowniku STM32F4 i pisałem je w języku C. Przygotowałem przy tym dwa algorytmy sterowania układnicą – jeden w oparciu o dwa równoległe regulatory P/PID (typu P kasował odkształcenia masztu, typu PID sterował ruchem całej układnicy), drugi zaś to klasyczne profilowanie trajektorii trzeciego rzędu, innymi słowy łagodny rozruch i hamowanie. Na tej podstawie chciałem sprawdzić, czy lepiej jest aktywnie niwelować bujanie masztu (regulacja P/PID), czy może zapobiegać jego powstawaniu (łagodna trajektoria ruchu). A jako, że mam jeszcze w zanadrzu jakieś filmiki i kilka fajnych wykresów to mogę o etapie badań powiedzieć kilka słów. Etap badań Na początek wypadałoby sprawdzić, czy pomiar odkształcenia masztu w ogóle działa. W tym celu puknąłem w niego ręką i taki oto wynik uzyskałem: Jak widać maksymalne odchylenie czubka masztu od pionu to około 3 milimetry, a uspokojenie drgań trwało jakieś 4 sekundy. DZIAŁA. Teraz przyszedł czas przetestowanie wspomnianej regulacji niwelującej owe drgania. Poniżej dla lepszego porównania przedstawiam dwa wykresy – na górze regulator wyłączony, na dole regulator włączony: Kiedy regulator był włączony, drgania ustawały w ciągu dokładnie 0,27 sekundy, czyli ponad 10 razy szybciej. Nie wspomniałem właściwie jak układnica to robi, że jest w stanie wytłumić drgania, a jest to w praktyce bardzo proste. Jeśli maszt odchyla się w jedną stronę, to układnica wykonuje niewielki, ale bardzo szybki ruch w tym samym kierunku, by przywrócić go do pionu. Zupełnie jak balansowanie cienką tyczką na wierzchu wyciągniętej dłoni. Oczywiście układnica odczytuje odchylenie masztu 16 tysięcy razy na sekundę i z tą samą prędkością reaguje na jego zmiany. Jest to zdecydowanie zbyt szybki proces, by ludzkie oko mogło go zaobserwować. Dlatego kiedy układnica się porusza, to maszt wygląda tak jakby w ogóle nie drgał. I choć filmy tego do końca nie oddają, to układnica potrafiła być naprawdę dynamiczna. Za każdym razem obawiałem się, czy przypadkiem napisany przeze mnie program nie zrobi mi niemiłej niespodzianki, a czujniki krańcowe w porę zatrzymają urządzenie. Naciskanie na klawiaturze ENTER i patrzenie jak niemal kilogramów stali rusza prosto na mnie potrafiło przyspieszyć tętno. Poniżej fragment pokazujący układnicę wykonującą sekwencję kilku ruchów: W trakcie ruchu odkształcenia masztu były znacznie większe niż przy próbach na sucho i przekraczały 5 mm, co jednak nie robiło większego wrażenia na tak szybkim układzie regulacji. Jeśli zaś chodzi o wspomniane wcześniej porównanie aktywnej regulacji z łagodnym przyspieszaniem i hamowaniem urządzenia, to nie ma tutaj jednogłośnego zwycięzcy. Aktywna regulacja szybko tłumiła drgania, ale były one przy tym znacznie większe (tak jak pisałem, jakieś 5 mm). Łagodna trajektoria sprawiała, że odkształcenia nie przekraczały 0,5 mm, ale czas dojechania do pozycji zadanej wydłużał się o około 60%. Także w tym wypadku wszystko ma swoje wady i zalety, i nie da się niestety ,,zjeść ciastka i mieć ciastka”. Trzeba to wszystko jeszcze zapisać Urządzenie działało, udało mi się zebrać sporo danych, miałem wykresy, narysowałem schematy, a przede mną leżał cały stos książek i prac zwany dumnie ,,bibliografią”. Teoretycznie więc moja praca została zakończona, w praktyce jednak trzeba było jeszcze to wszystko udokumentować. Oczywiście nie zostawiłem wszystkiego na ostatnią chwilę – był już maj, a ja bardzo chciałem do wakacji zakończyć ten projekt i się obronić. Dlatego też pracę zacząłem pisać w lutym, tak aby po skończeniu prac nad układnicą mieć już 90% gotowe. W praktyce więc na dopisanie reszty, poprawki, drukowanie i obronę miałem nieco ponad miesiąc – bardzo komfortowy zapas. Dla wszystkich tych, którzy zastanawiają się jakich narzędzi używać przy pisaniu pracy dyplomowej przedstawiam pełną listę tego, z czego ja korzystałem: Model 3D – aby spasować ze sobą całą mechanikę i nie robić wszystkiego na oko postanowiłem stworzyć trójwymiarowy model mojej układnicy. Zrobiłem go w programie Solidworks firmy Dassault Systems, bo taki akurat miałem do dyspozycji w firmie, w której zacząłem pracę na ostatnim roku studiów. Program ten jest potwornie drogi, dlatego jeżeli szukacie darmowego odpowiednika, to całkiem niezły jest FreeCAD. Przy okazji model 3D, który stworzycie dostarczy wam fajne grafiki koncepcyjne, które potem możecie umieścić w – te przygotowałem w programie, który zbierał wszystkie dane, czyli wspomnianym wcześniej Matlabie. Oczywiście jego funkcje z powodzeniem zastąpi zwykły Excel, czy nawet Arkusze i schematy blokowe – jeżeli coś składa się z dużej liczby współpracujących ze sobą elementów, to zależności między nimi najłatwiej jest pokazać przy pomocy schematu blokowego. Osobiście korzystałem z pełni darmowego i prostego w użyciu programu Diagram elektryczne – te początkowo rysowałem w dostępnym na uczelni Eplanie, ale po utracie rocznego, studenckiego dostępu musiałem przerzucić się na coś innego. Tutaj do wyboru albo darmowy program typu CAD o nazwie DraftSight, albo, co jest znacznie lepszym wyborem, darmowy Qelectrotech, z którego do dziś korzystam zawodowo i sprawdza się on świetnie. Być może kiedyś napiszę o nim grafiki – ze zdjęć trzeba było wycinać tła, schematy delikatnie przerabiać, a czasami dorysować tu i tam strzałkę z objaśnieniem. Do takich celów przydają się dwa programy. Pierwszy to zapewne wszystkim znany GIMP, w którym wycięcie tła ze zdjęcia i jego późniejsza kompresja to bułka z masłem. Drugi, do grafiki wektorowej czyli wszelkiego rodzaju strzałek i objaśnień, to albo płatny CorelDraw, albo jego darmowy odpowiednik Inkscape. Tyle wam tak naprawdę wystarczy. Nie chcę tutaj umieszczać całej mojej pracy inżynierskiej, bo mogą z tego w przyszłości wyniknąć jakieś problemy, ale żeby pokazać wam efekt końcowy zamieszczę w poniższej galerii kilka pochodzących z niej stron: Kliknij na wybrane zdjęcie, aby je powiększyć Jestem naprawdę zadowolony z estetyki jaką udało mi się osiągnąć – naprawdę fajnie i przyjemnie się tę pracę przegląda nawet po tych kilku latach. Jak osiągnąłem ten efekt? Większość moich kolegów pracę pisała w Wordzie, więc na pewno jest to jakaś opcja. Osobiście podejrzewałem, że będzie to niezwykle irytujące doświadczenie, dlatego poszedłem w tym temacie zupełnie inną drogą. Od studentów wydziału matematyczno-informatycznego dowiedziałem się o programie LaTex, który to, jak to ładnie ujmuje Wikipedia, służy do zautomatyzowanego składu tekstu i formatowania dokumentów tekstowo-graficznych. Praca na nim polega zasadniczo na zdefiniowaniu kilku zasad jakimi ma rządzić się nasz dokument (krój czcionki, odstęp między liniami, wielkość marginesów, sposób umieszczania grafik, wygląd tabel itd.), a następnie po prostu pisaniu. Program sam dopasuje miejsce wstawienia obrazków, odpowiednio wyskaluje tabele i pozwoli bez trudu wstawiać znaki specjalne (jak greckie litery, czy symbole matematyczne). Do tego wykrywa on fragmenty wstawionego kodu programistycznego, a także automatycznie numeruje równania, grafiki, czy odnośniki z bibliografii. Nie jest to oczywiście program dla każdego, bo to taka mieszanka pisania i programowania w jednym. Do nauczenia się go potrzebowałem kilku kartek z podstawowymi komendami oraz ciągłej pomocy internetu, kiedy coś nie wyglądało tak jak chciałem. Dlatego muszę przyznać, że na początku nie było łatwo, ale kiedy udało mi się już wszystko poustawiać, to pisanie kilkudziesięciu-stronicowej pracy okazało się być czystą przyjemnością. Linków do wszystkich wymienionych programów nie wstawiam, bo Google ma wszystko i na pewno bez trudu wszystko znajdziecie sami, nie mówiąc już o całej masie poradników na Youtube. I tak to właśnie było Zbudowanie, zaprogramowanie i przetestowanie układnicy magazynowej wraz z napisaniem pracy i obroną zajęło mi około rok – od lutego 2015r. do czerwca 2016r. z wyjęciem przerwy wakacyjnej. I choć w artykule tym zawarłem jedynie najważniejsze etapy pracy, to dzięki niemu przypomniałem sobie ile to wszystko wymagało czasu, jak wiele rzeczy trzeba było załatwić, wymyślić, poprawić i usprawnić, i naprawdę nie mam pojęcia jak udało mi się to wszystko wtedy ,,ogarnąć”. Ciekawostką może być też fakt, że mój czas nie był tak naprawdę jedynym poniesionym wydatkiem, bo o ile większość rzeczy fundowała uczelnia, o tyle zawsze znalazła się jakaś drobnica, którą znacznie szybciej było mi kupić samemu (drobna elektronika, śruby, nakrętki, przewody itp.). Zapisałem sobie nawet, że na całą moją prace inżynierską, wraz z opłatami za zdjęcia, dyplomem i inną papierologią wydałem około 415 zł. I choć wcale nie tęskno mi do bycia studentem i właściwie nie miałbym ochoty przechodzić przez to wszystko ponownie, to myślę, że ta praca była jednym z fajniejszych projektów w jakich przyszło mi brać udział. Zdarzały się dni, w których ,,ślęczałem” na uczelni nawet 10 godzin, dłubiąc przy elektronice, walcząc z zakłóceniami, szukając błędów w programie, czy dodając kolejne funkcje. Wychodząc jednak z obrony z oceną bardzo dobrą, czy widząc zaciekawienie mojego pracodawcy na rozmowie kwalifikacyjnej wiedziałem, że warto było doprowadzić ten projekt do końca i przez ponad rok poświęcać mu sporą część wolnego czasu. Polecam! Dzięki za przeczytanie artykułu i w razie pytań zapraszam do komentowania! Podobało się? Zajrzyj na i wspieraj moją dalszą pracę! A może chciałbyś przeczytać ciekawą książkę? Powiadomić Cię o nowych artykułach? Polecam zapisanie się na newsletter lub zajrzenie na facebook’a. W ten sposób nie przegapisz żadnego nowego tekstu!
Czym jest praca inżynierska i czym w zasadzie różni się od pracy licencjackiej? Zamierzam odpowiedzieć na te właśnie pytania. Oczywiście zaprezentuję wam zupełnie wstępne kwestie, tak abyście mogli zorientować się nieco w temacie i później samodzielnie wyruszyć w dalsze poszukiwania! Czym jest praca inżynierska? Praca inżynierskia jest pracą dyplomową, która umożliwia uzyskanie tytułu inżyniera. Oczywiście jest to praca o charakterze praktycznym lub nawet projektowym. Praca inżynierska powinna wychodzić naprzeciw twoim zainteresowaniem, nie tylko naukowym ale również zawodowym. Pamiętaj więc, aby koncentrować się nie tylko na wiedzy, która wynika z profilu twoich studiów ale również musisz myśleć nieco w przyszłość i tak pisać prace inżynierską, by wnioski z niej wysnute albo wiedza, którą zdobędziesz już w trakcie jej pisania miała także charakter praktyczny w wymiarze zawodowym. Teoria i praktyka w pracy dyplomowej? To jednak możliwe! Praca inżynierskiej jak żadna inna praca akademicka ma za zadanie pokazać, że dyplomant potrafi połączyć teorię z praktyką, rozwiązując za pomocą metod inżynieryjnych i technicznych jakiś problem o charakterze teoretycznym lub praktycznym. To bardzo ważne żeby w czasie pisania pracy inżynierskiej wykazać wszystkie swoje kompetencje i zaprezentować je jako swoje nowe umiejętności. Zróżnicowanie form – ryzyko nieporozumień? W naukach technicznych, a więc w takich naukach, na terenie których pisze się prace inżynierskie panuje niespotykane nigdzie zróżnicowanie form i treści w pracach dyplomowych. To bardzo ważne, aby dyplomant, który chce uzyskać tytuł inżyniera był w stałym kontakcie ze swoim promotorem – bo tak naprawdę promotor najlepiej potrafi poprowadzić dyplomata do sukcesu w jego pracy inżynierskiej. Ile czasu powstaje praca inżynierska? Właściwie nie sposób odpowiedzieć na to pytanie. Tak jak mówiłem, prace inżynierskie mają bardzo zróżnicowane formy – od prac opisowych, eksplanacyjnych, poprzez prace projektowe – aż do prac badawczych na terenie nauk technicznych. Bardzo wiele też zależy od poziomu współpracy z promotorem. Dobrze napisana praca inżynierskiej to pomost, który łączy Cię pomiędzy kierunkiem, który studiowałeś a twoim przyszłym życiem zawodowym. Jaki temat dla pracy inżynierskiej? Nie pisz pracy na jakieś abstrakcyjne i wydumane tematy. Skup się na rzeczywistości – najlepiej takiej, która pociąga cię poznawczego i takiej, w której chcesz się rozwijać zawodowo.
Kiedy wpiszesz w wyszukiwarkę „obrona pracy” pojawi się cała masa wyników. Porad na ten temat udzielają na swoich stronach internetowych nie tylko blogerzy, ale uniwersytety, które chcą mieć pewność, że studenci przyjdą na obronę dobrze przygotowani. Ten dostatek informacji nie sprawia jednak, że… stresujesz się mniej. Może pomoże mój nieoczywisty poradnik? Sprawdźmy! Nie ty pierwszy i nie ostatni! Po pierwsze, chciałabym uświadomić ci sprawę niezwykle pokrzepiającą. Przed nami broniła się już caaaała masa ludzi. W historii i w skali globu są to zapewne miliardy osób, którym udało się obronić prace dyplomowe. Wśród twoich znajomych też na pewno jesteś w stanie wskazać przynajmniej kilka osób, które mają to już za sobą. Skoro im się udało, dlaczego ty masz polec? Żeby wzmocnić jeszcze bardziej to poczucie dzielenia wspólnego losu, poprosiłam „obronionych” już obserwatorów Pisarni na Instagramie o kilka słów wsparcia i porady. Znajdziesz ich wypowiedzi w formie cytatów w dalszej części tego tekstu. Obrona to formalność, ale… Kolejną pocieszającą myślą jest to, że obrona pracy kończy pewien dłuższy etap nauki. Jest taką wisienką na torcie. Bardzo często spotkasz się zapewne z uspokajającym stwierdzeniem, które przypomniała również jedna z moich czytelniczek: Obrona to tak naprawdę formalność, więc relaaaax ; )K. Tak w większości przypadków jest i możliwe, że w tym tonie będą podtrzymywać cię na duchu wykładowcy czy promotorzy. Dodałabym do tego jedno małe „ale”. Fakt, że to tylko formalność, nie likwiduje automatycznie twojego obowiązku porządnego przygotowania się do tego wydarzenia. Kto by taką skisłą wisienkę chciał jeść? : D Przygotuj się z tego, z czego możesz …czyli innymi słowy: przeczytaj jeszcze raz swoją pracę! Nad wieloma pytaniami, które pojawią się na obronie nie jesteś w stanie zachować pełnej kontroli. Możesz jednak przygotować się na sporą część z nich, przypominając sobie dokładnie treść twojej pracy. Dokładnie taką poradę ma dla ciebie inna moja czytelniczka: To ty pisałeś pracę, więc wiesz, co w niej jest. Dasz radę opowiedzieć : )D. Radziłabym, aby zwrócić szczególną uwagę na kroki badawcze, które podjąłeś w celu jej napisania, zastosowane metody (wraz z uzasadnieniem), najważniejsze wyniki, ale także literaturę, która najbardziej pomogła ci podczas pisania pracy. Właśnie na ten ostatni element uwagę zwróciła P.: Przypomnij sobie bibliografię i wyszczególnij najbardziej przydatne Zarezerwuj czas na przygotowania Jak zasugerowały dziewczyny – i co całkowicie popieram – potrzebne jest wygospodarowanie dodatkowego czasu przed obroną na spokojną lekturę całości i ewentualne sporządzenie notatek. Nie czekaj do ostatniej chwili z poprawianiem i redakcją. Lepiej sprawdzić wytyczne Tego dodatkowego czasu przydałoby się nawet nieco więcej, zwłaszcza wówczas, gdy podczas obrony oczekuje się od ciebie prezentacji lub krótkiego wystąpienia. Pamiętaj, że taka prezentacja to nie jest czas na to, aby po prostu”opowiedzieć pracę”. Ci, którzy powinni się z nią zapoznać, już to zrobili – wiedzą co napisałeś. Twoim zadaniem powinna być raczej odpowiednia reklama włożonego przez ciebie wysiłku. A żeby dobrze go sprzedać, trzeba nie tylko znać pracę dyplomową od podszewki, ale także wiedzieć, gdzie tkwią jej najlepsze elementy. Taka prezentacja pracy musi być dobrze przemyślana, a co więcej – przećwiczona! Moje wystąpienie na obronę doktoratu ćwiczyłam dwa razy dziennie przez dobry tydzień. Sama, ale i… z publicznością! Sadzałam przed sobą rodzinę lub znajomych i robiłam próby generalne. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi to pomogło! Człowiek zachowuje się zupełnie inaczej, gdy mówi tylko do siebie, a inaczej, kiedy ktoś go słucha. Nawet głos modulujemy inaczej, nie mówiąc już o konieczności reagowania na mimiczne sugestie odbiorców. Jak widać, czasu na przygotowania do obrony potrzeba jest całkiem sporo. Jeśli masz problemy z organizacją czasu, przypominam tutaj i tutaj dwa teksty na ten temat, które pojawiły się na blogu. Bądź gotowy na pytanie o… wszystko Publiczność podczas takich prób jest przydatna jeszcze w innym celu: może zadać ci pytania, jakie nasuwają się osobom postronnym w stosunku do twojej pracy. I nawet lepiej, że są to pytania osób z zewnątrz, często niezaznajomionych z tematem. Mogą one zauważyć coś, co zupełnie umknęło twojej uwadze. Albo też spojrzeć na tematykę twojej pracy z innej perspektywy. Wbrew pozorom na faktycznej obronie zdarzają się i takie pytania „od czapy” : ) Taką burzę mózgów na temat ewentualnych pytań możemy oczywiście przeprowadzić sami ze sobą. Podczas takiego „brainstormingu” radziłabym skupić się przede wszystkim na tym: co nowego wniosła twoja praca dyplomowa do twojej dziedziny nauk?jak twoja praca dyplomowa może pomóc przyszłym badaczom tego tematu?jak twoja praca dyplomowa może pomóc osobom niezwiązanym bezpośrednio z twoim tematem?co chciałeś w swojej pracy dowieść? o co ci tak najogólniej rzecz biorąc chodziło?czy twoje badanie daje możliwość wyciągania jakichś wniosków na przyszłość? jakich?jak przebiegał twój proces badawczy?jakie były twoje metody? czy rozważałeś też inne metody?jakie były twoje wyniki? czy były takie, jakich oczekiwałeś?czego w twojej pracy zabrakło? gdybyś miał zabierać się za pracę dyplomową jeszcze raz od początku, co zrobiłbyś inaczej?o jaki wątek można by tą pracę jeszcze rozszerzyć?czy jest w niej jakiś wątek zbędny?które źródła okazały się najważniejsze podczas pisania?jaka tematyka jest najbliższa osobom, które będą uczestniczyć w obronie? w związku z tym, jakie elementy twojej pracy mogą być dla tych osób najciekawsze? o co mogą one zapytać? Pytania na obronie często wiodą też do tego, aby wykazać aktualność pracy, nowatorskość podejścia i możliwość ewentualnego zastosowania wyników lub wniosków do otaczającej rzeczywistości. To te elementy są traktowane jako wyznaczniki naukowości. W związku z tym, nawet jeśli twoja praca jest historyczna czy wysoce teoretyczna, zastanów się, w jaki sposób łączy się ona z „tu i teraz”. W oparciu o twoją wiedzę, możesz być też proszony o sformułowanie jakichś wniosków czy rekomendacji na przyszłość. Polemizuj, ale nie kłóć się Podczas obrony mogą paść propozycje ulepszenia twojej pracy (trochę zbyt późno, co nie? : ) ). Ktoś może zasugerować, że można by było zastosować inną metodę. Ktoś inny może przypomnieć sobie, że jest jeszcze jedna ważna pozycja z tej dziedziny, której nie widać na twojej liście bibliograficznej. Mogą też się pojawić sugestie, które… nijak mają się do tego, o czym pisałeś. Im dłużej jest się w świecie nauki, tym bardziej wiadomym jest, że omylny jest dosłownie każdy człowiek – nawet osoby przepytujące cię na obronie. Wszystko to może cię lekko zestresować. A jak człowiek zestresowany, to reaguje obronnie – to jasne. Ale nie tylko o proste pomyłki może wybuchnąć burzliwa dyskusja. Do ostrej wymiany zdań może dochodzić nawet w takiej sytuacji, kiedy obie strony mają pełne zrozumienie zagadnienia, ale… inne ustosunkowanie do niego. Na to również musisz się odpowiednio przygotować. W takich pełnych akcji momentach na twojej obronie radziłabym podążać za złotą zasadą: jak nie wiesz jak się zachować, zachowuj się przyzwoicie. Bądź kulturalny! Podziękuj za sugestie. Jeśli nie słyszałeś o proponowanej alternatywnej metodzie – przyznaj że nie słyszałeś, ale chętnie się z nią zapoznasz. Jeśli spotkasz się z odmiennym zdaniem na dany temat – podziękuj i za tę opinię i grzecznie zasugeruj, że wolisz pozostać przy własnym stanowisku. Następnie je przedstaw i odpowiednio uargumentuj. Uważam, że najgorsze co można zrobić, to zaatakować pytającego i wejść na niepotrzebną ścieżkę wojenną. Obrona tylko z nazwy ma taki wojenny charakter : ) Nie o walkę jednak chodzi. Poza tym, mając pewność co do tego, o czym się pisze i dobrze orientując się w temacie można naprawdę ze spokojem odpowiedzieć na wszystko. A kto inny zna lepiej daną materię, jak nie ty? Spędziłeś z nią przecież kilka dobrych miesięcy, a może i lat! Im dłużej sam o czymś mówisz, tym mniejsza szansa, że ktoś cię o coś Miej plan B, C, a może nawet D Na koniec mam jeszcze podpowiedź natury technicznej. Jeśli podczas obrony będziesz chciał zaprezentować materiały multimedialne, np. prezentację, przygotuj się na różne ewentualności. Miej ze sobą kilka kopii tych materiałów na różnych nośnikach (np. na pendrivie + w chmurze lub na mailu). Radzę też wziąć ze sobą własny laptop, nawet jeśli zostałeś poinformowany, że sprzęt będzie dostępny podczas obrony. Widziałam już naprawdę najrozmaitsze problemy techniczne, z jakimi mierzą się prelegenci – chociażby na konferencjach. Warto także przygotować się na opcję najgorszą czyli kompletny brak możliwości udostępnienie materiałów. Upewnij się, że będziesz umiał przejść przez swoje wystąpienie również bez tego dodatkowego wsparcia. Podczas wyjaśniania skomplikowanych kwestii, np. podczas obrony doktoratu, pomocnym może okazać się także skorzystanie z materiałów drukowanych – hand-outów czy plansz. Przygotuj je odpowiednio wcześniej, zdecyduj w jakim momencie obrony będziesz chciał po nie sięgnąć. Przy porządnym opracowaniu takich materiałów dodatkowych i ich odpowiednim wpleceniu w tok twojej wypowiedzi, ich użycie może być pozytywnym zaskoczeniem dla uczestników twojej obrony. Może warto? ; ) A do tego… Na koniec kilka luźnych porad od czytelników Pisarni: Wyśpij się : )S. Stres to cichy zabójca, a pewności siebie można się nauczyć, ewentualnie ją udawaj : DK. I ode mnie jeszcze dwie złote rady: ładnie się ubierz i… oddychaj! : ) * Powodzenia na obronie! Jeśli któraś z powyższych porad się sprawdzi, koniecznie daj mi o tym znać w komentarzu! A może sam masz jakiegoś ekstra tipa, którym chciałbyś się podzielić?
Wie ktoś dokładniej, do kiedy trzeba oddać pracę inżynierską ostatecznie? Czy jest określony jakiś termin ostateczny, co do którego należy się bronić i poza którym obrona nie jest raczej możliwa? Czy może można bronić się cały rok? Jak to jest? Liczba postów: 2,918 294 Dołączył: Jan 2012 Wszystko zależy, czy chcesz kontynuować naukę od razu na studiach 2 stopnia (magisterskich). Jeśli tak, musisz się obronić wcześnie, maksymalnie gdzieś do końca stycznia, ewentualnie 1-2 tydzień lutego. Student najpóźniej 2 tygodnie przed planowaną obroną pracy dyplomowej powinien ją oddać do swojego promotora. Nie ma wyznaczonych terminów, sekretariat je ustala podając komunikaty w stylu: "Termin obrony został wyznaczony na: x Ostateczne złożenie pracy w sekretariacie najpóźniej do x" Liczba postów: 10 2 Dołączył: Mar 2014 A czy w takim razie można tak przedłużać termin obrony pracy dyplomowej np. aż do czerwca? Jeśli chciałbym bronić się dopiero w czerwcu, to muszę składać jakieś specjalne wnioski, podania w związku z przedłużeniem terminu obrony czy jest tak jak piszesz, i uczelnia sama będzie wyznaczała terminy obrony a ja po prostu będę sobie wybierał termin, kiedy będzie mi odpowiadało? Liczba postów: 10 5 Dołączył: Feb 2015 (04-03-2014, 20:31 )dawidekk77 napisał(a): A czy w takim razie można tak przedłużać termin obrony pracy dyplomowej np. aż do czerwca? Jeśli chciałbym bronić się dopiero w czerwcu, to muszę składać jakieś specjalne wnioski, podania w związku z przedłużeniem terminu obrony czy jest tak jak piszesz, i uczelnia sama będzie wyznaczała terminy obrony a ja po prostu będę sobie wybierał termin, kiedy będzie mi odpowiadało? Studentem formalnie jesteś do 31 marca. Jeżeli do tego dnia się nie obronisz, zostajesz skreślony z listy studentów. Chcąc podchodzić do obrony, musisz złożyć podanie o wznowienie studiów na 1 dzień (termin obrony) i jak najbardziej wtedy masz możliwość obrony np. w czerwcu. Tylko warto zadać sobie pytanie, czy jest sens to robić, tzn. tak odkładać termin obrony. Lepiej podejść do niego wcześniej i mieć to już z głowy.
Mam pytanie do osób zorientowanych. Szukałam odpowiedzi w Internecie, ale nie mogę nic na ten temat znaleźć, a może po prostu nie wiem jak szukać. Sytuacja wygląda tak, że z przyczyn niezależnych ode mnie nie jestem w stanie obronić się w tym roku. Skończyłam 3 lata studiów, wszystkie przedmioty mam zaliczone, ale nie oddałam pracy licencjackiej i nie oddam, bo termin mam do jutra właściwie, a praca jest gotowa w zaledwie 2/3, nie dam rady tego napisać, bo dużo czasu spędzę choćby na korekcie, formatowaniu itd. Moje pytanie brzmi: co dalej? Czy właśnie zawaliłam 3 lata studiów? Czy mogę w jakiś magiczny sposób przełożyć obronę na przyszły rok, nie tracąc przy tym zaliczeń z innych przedmiotów? Czy promotor może mi wstawić zaliczenie z seminarium mimo braku obrony? Bardzo proszę o pomoc, bo sytuacja jest dla mnie szalenie stresująca mam ten sam problem u mnie mozesz napisac pismo o przedluzenie terminu obrony do konca pazdziernika. jesli ci sie nie uda, powtarzanie seminarium. nie wiem jak u ciebie, ale u mnie kosztuje to 500pln. dziekan moze umozyc polowe, badz rozlozyc splate na raty. prorektor umozyc calosc tez sie bardzo stresuje. im bardziej sie stresuje, tym bardziej nie moge zabrac sie do pracy ;/ Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-09-19 01:00 przez jolieetolie. Osz... gdyby mi się udało przedłużyć do października to byłoby wspaniale, nie miałabym problemu, żeby oddać pracę. Problem z moją promotorką, która jest podła jak mało kto. Gdyby jednak nie, to przez rok muszę chodzić tylko na seminaria? Inne przedmioty normalnie zostają jak są- zaliczone? Cytatjolieetolie tez sie bardzo stresuje. im bardziej sie stresuje, tym bardziej nie moge zabrac sie do pracy ;/ Ja tak samo, pustka w głowie i siedzę i się gapię, dzisiaj od rana napisałam dwa zdania:/ Mam już wszystko, wypełnione ankiety, wyniki wklepane w tabelki w exel itd. więc pozostaje mi naprawdę niewiele do zrobienia, ale nijak nie mogę tego skończyć Czuję się strasznie głupia:/ Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-09-19 01:06 przez Zuosnica. tak, reszta pozostaje zaliczona. tez boje sie pojsc do mojego promotora. wyjatkowo nieprzyjemny czlowiek. ludzie od niego wychodza z placzem. zastanawiam sie, czy nie odpuscic i napisac tej pracy u kogos innego. teraz nie moge kompletnie zabrac sie do napisania tej pracy. caly rok przewalilam, mialam pisac na wakacjach, a na wakacjach jak to na wakacjach, a to wyjazd, a to stracilam prace, a to szukalam nowej. jak juz przysiadlam do napisania, to szlo mi szybciutko, a teraz nic... Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-09-19 01:11 przez jolieetolie. Ja bym chętnie zmieniła swoją, bo ostatnio przyszłam do niej z ankietą do oceny a ona nawet na nią nie spojrzała i powiedziała "źle" A jak zapytałam co jest źle to odpowiedziała "niech pani sama pisze"- bądź mądry człowieku i pisz wiersze. Tylko już nawet nie bardzo mam po co, bo mam prawie całą pracę napisaną i nie wiem po co mam biegać na seminaria i robić coś co już mam. No ale jak trzeba będzie to trudno, byleby mnie z uczelni nie wywalili Ale uspokoiłaś mnie, bo to znaczy, że jest szansa. Cytatjolieetolie teraz nie moge kompletnie zabrac sie do napisania tej pracy. caly rok przewalilam, mialam pisac na wakacjach, a na wakacjach jak to na wakacjach, a to wyjazd, a to stracilam prace, a to szukalam nowej. jak juz przysiadlam do napisania, to szlo mi szybciutko, a teraz nic... Ale masz cokolwiek, czy od zera musisz zaczynać? Mi dużo osób mówi, że jestem głupia, że się z tym męczę, że zapłacę 300zł i ktoś mi to napisze- ale czułabym się jak kompletny głupek gdybym miała tytuł za pracę, której nawet nie potrafiłam sama sklecić. Przyznaję, że mogłam tę pracę napisać w ciągu roku akademickiego jak wszyscy, ale wtedy myślałam,że mam jeszcze czas, później wypadek losowy sprawił, że musiałam pilnie wyjechać i miałam ważniejsze rzeczy na głowie niż ta praca. No a teraz powoli wszystko się normuje ale ja zostałam bez licencjatu i nie wiem co z tym dalej zrobić. Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-09-19 01:17 przez Zuosnica. no to tak: z tego co sie orientuje seminarium nie będziesz miała zaliczone bo się nie obroniłaś, ale nie ma najmniejszego problemu byś broniła się w przyszłym roku, to po prostu kwestia uzgodnienia terminu z promotorem Cytatkotwbutach no to tak: z tego co sie orientuje seminarium nie będziesz miała zaliczone bo się nie obroniłaś, ale nie ma najmniejszego problemu byś broniła się w przyszłym roku, to po prostu kwestia uzgodnienia terminu z promotorem Tylko kurcze właśnie nie wiem jak to jest kiedy nie zaliczy się ćwiczeń, bo nigdy nie spotkałam takiej sytuacji, tylko niezaliczone wykłady kończące się egzaminami skutkowały przymusowym warunkiem. Ale na ćwiczeniach mieliśmy zaliczenia i zawsze dawali tyle terminów, że albo każdy zaliczał albo rezygnował i kłopotu nie było. Czyli co, warunek? I chodzę tylko na seminaria przez rok? mam 1 rozdzial. dwa pozostale jestem w stanie napisac w ciagu 2 tygodni, ale pozniej uwzgledniac jego poprawki, wstep i zakonczenie... tez o tym myslalam (w koncu to tylko licencjat), tym bardziej, ze na poczatku nie moglam wogole znalezc materialow do pracy. ksiazek cala masa, ale zadna nie na temat. dopiero teraz mam na czym pracowac. boje sie, ze wejde do niego, a on mi powie, ze mialam na napisanie caly rok. a co ja mu powiem? zbyszku, zlituj sie? Cytatjolieetolie mam 1 rozdzial. dwa pozostale jestem w stanie napisac w ciagu 2 tygodni, ale pozniej uwzgledniac jego poprawki, wstep i zakonczenie... tez o tym myslalam (w koncu to tylko licencjat), tym bardziej, ze na poczatku nie moglam wogole znalezc materialow do pracy. ksiazek cala masa, ale zadna nie na temat. dopiero teraz mam na czym pracowac. boje sie, ze wejde do niego, a on mi powie, ze mialam na napisanie caly rok. a co ja mu powiem? zbyszku, zlituj sie? Zawsze możesz powiedzieć, że koleżanka z szafy też ma ten problem, więc niech będzie wyrozumiały, bo nie Ty jedna No właśnie o to mi chodzi- napisanie pracy jako takie nie stanowi problemu, tylko to nanoszenie poprawek, odpowiednie przypisy, formatowanie, u mnie jest dużo tabelek i mnóstwo obliczeń procentowych- to jest strasznie monotonne i pracochłonne. Jak tylko siadam do komputera, żeby zacząć to aż płakać mi się chce, że znów będę to męczyć. I nagle sufit robi się taki ciekawy, głodna jestem może bym coś ugotowała, prysznic wezmę, pokój sprzątnę, odmaluję klatkę schodową, wybuduję studnie w Sudanie... im bardziej sie stresuje, tym bardziej nie moge zabrac sie do pracy. jakby mi powiedzial, ze ma jakis tam jeszcze czas na jej dokonczenie, to bym siadla na dupsku i napisala, ale ta niepewnosc mnie dobija ;/ A kiedy Twój promotor ma dyżur? Moja ma jutro o 12 i już czuję, że dzisiaj długa noc przede mną Ale jeśli chcesz to dam Ci znać co mi powiedziała, chociaż Ty masz chyba pewne informacje co dalej robić Nie rozumiem podejścia promotorów do tego, nie dość, że nam robią problemy to i sobie. Nie wiem, płacą im za to, że są wredni? Możesz napisać podanie o przedłużenie oddania pracy. Sama zamiast w czerwcu bronilam sie w grudniu. Wszystko się da. A jak nie to przyszly rok. Seminariów Ci nie zaliczy jak nie oddasz pracy, ale reszte masz zaliczona. Spokojnie mozesz sie bronic w przyszlym roku. Wystarczy isc do dziekana A propo, promotorzy dostają premię za każdego swojego podopiecznego, zaliczonego oczywiście. Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-09-19 01:54 przez margoletka. Super, ale pewnie trzeba będzie podać powód? Nie wiem czy wezmą pod uwagę nagły (konieczny) wyjazd za granicę. I jeszcze jedno pytanie - co z indeksem? Kiedy mam go oddać (nadal nie mam zaliczonego seminarium). Cytatmargoletka A propo, promotorzy dostają premię za każdego swojego podopiecznego, zaliczonego oczywiście. Moja na pierwszym spotkaniu powiedziała, że jeśli ktoś napisze pracę w jej mniemaniu gorszą niż na 5 to nie dopuści go do obrony, bo spod jej ręki wychodzą tylko piątkowe prace Taka zołza. Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-09-19 02:01 przez Zuosnica. A Ty jeszcze nie spisz? W podaniu mozesz napisac cokolwiek. Wazny wyjazd jest bardzo dobrym powodem. Z tego co pamietam to ja pisalam o problemach zdrowotnych, waznych sprawach rodzinnych, troche tego pisalam, bo zwykle na miesiac mi przedluzali. Pamietaj, ze promotor musi podpisac to podanie. Jak Ci przedluza to automatycznie masz przedluzona sesje i indeks oddajesz dopiero jak zaliczysz wszystko. Mi sie trafil wielki dyrektor calego instytutu. Z rozpaczy i bezsilnosci plakalam po nocach. Meczylam sie do tego grudnia. Za to na obronie byl super. Na koncu mnie nawet wysciskal i powiedzial, ze jest ze mnie dumny. Dziw, ze sie wrzodow przez niego nie nabawilam Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-09-19 02:05 przez margoletka. Jaki masz problem zapytać się w dziekanacie? lub chociażby jakichś osób które mają taką sytuację jak Ty na Twoim roku? wątpię żebyś była jedyną osobą z taką sytuacją... ja pisałam podanie o przedłużenie terminu...w sumie jeszcze nie mam odp. czy zostało pomyślnie rozpatrzone ale to raczej sprawa formalna... dodam że jeszcze w sumie nie zaczęłam pisać pracy również z przyczyn ode mnie nie zależnych a promotora mam takiego że szkoda gadać... Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.
czy można nie obronić pracy inżynierskiej